Lubię rzeczy z historią. Takie, które wcześniej gdzieś były i komuś służyły - niekoniecznie w tym samym celu co mi. Przeprowadzając się od rodziców nie mieliśmy wielu rzeczy, nikt w czasie studiów nie myślał o zakupie krzesła czy chlebaka.. Więc gdy moja teściowa poinformowała nas, że zamierza wymienić krzesła w kuchni z chęcią przyjęłam jej cztery stare siedziska i zabrałam się do roboty, a tej trochę było. Z krzeseł trzeba było zerwać stary lakier, zeszlifować i pomalować na inny kolor. Oczywiście wybrałam biały, z paroma przecierkami. Garaż rodziców był wtedy moim drugim domem i tam właśnie powstały "nowe-stare" krzesła.
Po organizacji krzeseł zorientowałam się, że nie posiadamy stołu. Niestety nikt z rodziny nie wymieniał wtedy stołu, a ja wymarzyłam sobie okrągły na cztery osoby, rozsuwany, żeby w razie co pomieściło się więcej osób. I jeszcze jedna rzecz była ważna - musiał być tani. I tak znaleźliśmy się pod Słupcą, w starej chacie jakiegoś pana, który wcześniej wystawił stół na sprzedaż na stronie internetowej. Przed wymianą gotówki na stół - gdy powiedziałam panu, że chce pomalować mebel na biało, zawahał się i powiedział "to chyba się jeszcze zastanowię, czy go pani sprzedam" - jednak uległ. Stół spełniał wszystkie wymagania, więc szybko zabraliśmy go do domu, a raczej do "tatowego" garażu. Tam przeszedł metamorfozę i przyjechał do nas wraz z krzesłami.