Papiery, spinacze, kalendarze, farby, kleje, notesy, zakreślacze, karteczki.. nie wiem po co i dlaczego tak to lubię. Jak byłam mała już w lipcu pytałam mamy kiedy pójdziemy na "szkolne zakupy" tzn. zakupy uwzględniające kupno wszelkich materiałów szkolnych włączając zeszyty, długopisy, korektory, bloki i tego typu materiały. Jak już wchodziłam do supermarketu, w którym była cała wystawka z biurowymi akcesoriami to nie mogłam wyjść. Sam wybór koloru czy faktury okładki zeszytu był ciężkim wyborem, a co dopiero dobór odpowiednich kolorowych długopisów czy piórnika, który miał przecież służyć cały rok (często jednak było inaczej). Po szale zakupów trzeba było wszystko rozłożyć, przetestować, powymieniać się z bratem i ładnie poukładać. Naklejanie naklejek na zeszyty, podpisywanie ich i owijanie to były jedne z moich ulubionych czynności. Brat patrzył na mnie dziwnie, ale chyba cieszył się, że on tego robić nie musi, bo ja z przyjemnością obklejałam wszystkie zeszyty. Marzyłam o pracy w papierniczym. I wiecie co... to zboczenie zostało mi do dzisiaj. Nadal chodzę do szkoły, wprawdzie pełnię nieco inną funkcję, ale szkoła to szkoła :) Co to za nauczyciel bez porządnego długopisu, ołówka czy notesu. Dodatkowo w naszym mieszkaniu wzrasta ilość artystyczno-papierniczo-biurowych przedmiotów. Często potrzebne jest coś do nowego projektu, jakiegoś DIY czy tak po prostu.. Panie w najbliższym papierniczym znają mnie dobrze i nawet gdy przychodzę tylko coś skserować, czy kupić wkład do pióra pokazują mi nowe nabytki ich "kreatywnego kącika" - pieczątki, filc, kartki w pięknych kolorach i inne wynalazki. Niestety (albo "stety", zależy jak to spojrzeć) często im ulegam i przeglądam sobie różne rzeczy w trakcie gdy one obsługują innego klienta (któremu o dziwno nic dodatkowego nie proponują!!).
Jak wiecie nasz salon jest bardzo nieskończony. Stoi tam kanapa i stoliczek, a także materiałowa szafa z Jyska, która już niedługo będzie zastąpiona przez nową porządną szafę i komodę. Stoi tam też moje małe królestwo, czyli miejsce gdzie składuję obsesyjnie przeróżne materiały. Mam nadzieję, że niedługo kącik ten zamieni się w coś w fajniejszego, będzie nowe biurko, tablica i szafka na organizację wszystkich rzeczy. Na razie jednak musi być jak jest. Jak sami zobaczycie poniżej, nie ma tam krzesła - krzesła nie ma celowo, ponieważ nie potrafię siedzieć jak coś robię. No może oprócz malowania na płótnie na sztaludze, wtedy od czasu do czasu siadam. Jednak gdy kleję, wycinam, przemalowuję, przerabiam wtedy stoję, lub przenoszę się ze wszystkim w każdy możliwy kąt pokoju.
Kosz który widzicie czeka na "odpicowanie". Znalazłam go w garażu u taty, w środku była kiedyś taka duża butla od wina. Teraz trzeba go przemalować (M-ąż już obiecał, że się tego podejmie, bo łatwiej będzie pomalować go natryskowo) i dodać podstawkę, żeby podczas przesuwania nie rysował podłogi. Myślałam o okrągłym drewnianym kawałku drewna lub nawet małych kółkach. Zobaczymy. Na razie służy do trzymania papierów, a w przyszłości może zmieni funkcję i będzie pojemnikiem na poduchy i koce.