Lubię rzeczy z historią. Takie, które wcześniej gdzieś były i komuś służyły - niekoniecznie w tym samym celu co mi. Przeprowadzając się od rodziców nie mieliśmy wielu rzeczy, nikt w czasie studiów nie myślał o zakupie krzesła czy chlebaka.. Więc gdy moja teściowa poinformowała nas, że zamierza wymienić krzesła w kuchni z chęcią przyjęłam jej cztery stare siedziska i zabrałam się do roboty, a tej trochę było. Z krzeseł trzeba było zerwać stary lakier, zeszlifować i pomalować na inny kolor. Oczywiście wybrałam biały, z paroma przecierkami. Garaż rodziców był wtedy moim drugim domem i tam właśnie powstały "nowe-stare" krzesła.
Po organizacji krzeseł zorientowałam się, że nie posiadamy stołu. Niestety nikt z rodziny nie wymieniał wtedy stołu, a ja wymarzyłam sobie okrągły na cztery osoby, rozsuwany, żeby w razie co pomieściło się więcej osób. I jeszcze jedna rzecz była ważna - musiał być tani. I tak znaleźliśmy się pod Słupcą, w starej chacie jakiegoś pana, który wcześniej wystawił stół na sprzedaż na stronie internetowej. Przed wymianą gotówki na stół - gdy powiedziałam panu, że chce pomalować mebel na biało, zawahał się i powiedział "to chyba się jeszcze zastanowię, czy go pani sprzedam" - jednak uległ. Stół spełniał wszystkie wymagania, więc szybko zabraliśmy go do domu, a raczej do "tatowego" garażu. Tam przeszedł metamorfozę i przyjechał do nas wraz z krzesłami.
Kolejnym prezentem od teściowej był stary, ponad 25letni, wiklinowy kosz. Wypatrzyłam go w garażu i odczułam silną chęć posiadania. Był mocno zakurzony, więc czyściliśmy go z M-lubym karcherem w zimny jesienny wieczór (mocno nalegałam). Kolej na malowanie. Farba i pędzel nie wchodziły w grę, bo wiklina ma liczne zagłębienia i nie wyszłoby ładnie. Spray też odpadał, ponieważ zawiera zbyt dużo rozpuszczalnika. Pozostał więc pistolet do farb - i tutaj zadziałał M-ąż. Pomalował kosz dwukrotnie, a następnie polakierował. Służy jako kosz na pranie i od czasu do czasu stolik.
Modernizacji uległ też stary czarny stojak (chyba na kwiaty), który u nas służy za kuchenną szafkę/stojak na bibeloty.
Jestem zdania, że dzięki takim przedmiotom wnętrze nabiera charakteru - Waszego charakteru. Mogłam kupić wszystkie te rzeczy lub poprosić kogoś by przerobił je za nas - byłoby dużo łatwiej, jednak na pewno nie czułabym takiej satysfakcji siedząc w kuchni, popijając herbatę i kątem oka spoglądając na nasze małe dzieła. Zachęcam do działania - satysfakcja gwarantowana!
Wiecie co to za roślina na długich łodyżkach znajduje się w wazoniku? O zieloniastych w następnym poście.
Tymczasem.
M.
No kochana, ale się rozhulałaś... post za postem :) bardzo miło się czyta i już zazdroszczę zdobyczy. Wnioskuję, że Twoja teściowa to skarb :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) a teściowa, faktycznie, skarb:) Pozdrawiam
UsuńWspaniale się czyta, masz prawdziwą łatwość pisania - a dla czytelnika to tylko przyjemność. No i zdjęcia :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńWitamy w gronie zakręconych na odnawianie mebli :) Wycisza,relaksuje i ogromna satysfakcja . Może Cię coś zainspiruje w moich progach :
OdpowiedzUsuńhttp://www.patinastyle-atelier.pl/meble.html
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja również uwielbiam takie rzeczy z duszą, którym można podarować drugie życie... Pozdrawiam Cię radośnie!:)
OdpowiedzUsuńZrobiłaś kawał dobrej roboty! Ja również lubię dawać życie meblom, które dla innych wydają się bezużyteczne. Obecnie poluję na kuty okrągły stół do metalowych białych krzeseł, które kiedyś kupiliśmy w ikei (W kącie wyprzedaży). Pomaluję go na biało - będzie idealny na taras - dopóki nie dorobimy się nic lepszego... :)
OdpowiedzUsuńInspirujesz. Muszę tu częściej zaglądać! Zdecydowanie
Dzięki - zapraszam :) a co do stołu - przeszukuj też działy "oddam" na stronach internetowych, bo okazuje się, że czasem ludzie nie potrzebują bardzo fajnych przedmiotów :) pozdrawiam
UsuńPrzytulny klimacik u Ciebie. Pozdrawiam do siego Roku
OdpowiedzUsuńKochana, widzę, że jesteśmy w posiadaniu tych samych rzeczy :) Mam takie krzesło, ale tylko jedno ;) Za to mam jeszcze 4 inne po babci, też odnowione własnoręcznie :) Już wkrótce na moim blogu. Kosz wiklinowy podkradłam mamie - taki sam. Tylko mój malowany pędzlem na biało i faktycznie nie wygląda tak dobrze jak Twój malowany pistoletem. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo krzesło to prawdziwy skarb- nazywane jest "krzesłem wszystkich krzeseł"- wspomniałam o nim w poście "Nice to see you" ;)).
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam przedmioty z przeszłością i zawsze ciekawi mnie ich historia!
Pozdrawiam,
M.